Translate

piątek, 10 maja 2013

Opowiadanie IV cz. V.

  - kochanie.. ? - obudziło mnie ciche pojękiwanie mojej przyjaciółki.
Szybko wstałam i przetarłam oczy. Otworzyłam drzwi, stał w nich Adrian.
- coś się stało ? - zapytał z podniesioną brwią.
- no tak.. - wydukałam. - Oliwia... ona...
- gdzie Oliwia ? W nocy poszła do domu, nie ma jej tu od jakiś czterech godzin. - zaśmiał się i pocałował mnie lekko w czubek nosa. - choć zrobiłem nam śniadanie.
  Pomaszerowałam za nim.
Gdy tylko przekroczyłam próg kuchni poczułam zachęcający zapach naleśników. Naleśników Adriana. Zawsze były pyszne.. mięciutkie w środku i kruche na zewnątrz, lekko słodkie... wprost cudowne.
Chwyciłam jednego z nich i ze smakiem schrupałam.
Czułam się przy Adrianie dziwnie. Jak przy kimś zupełnie obcym. A nie był wcale dla mnie obcy, był najbliższą osobą na całym świecie. Dlaczego się tak czułam ? Wcale nie chciałam z nim rozmawiać, wcale a wcale.
- Wiki.. - urwał na chwilę.. zastanawiał się nad czymś i ponownie zapadła głucha, brzęcząca w uszach cisza. - czy mogę cię o coś zapytać ? - dokończył.
Serce zaczęło mi bić jak oszalałe, o co on chciał zapytać ? Przecież wszystko wiedział, a przynajmniej to co powinien wiedzieć.
- Wiki ? - powtórzył.
- echem.. - kiwnęłam głową na znak że się zgadzam i posłałam mu smutny, wymuszony uśmiech.
- czy ty mnie kochasz ? - powiedział jednym tchem i popatrzył na mnie swoimi pięknymi, zielonymi oczyma.
- ja... ? - nie mogłam wydusić z siebie ani słowa więcej. Nie wiem czy go kochałam czy też nie. Nic mnie z nim nie łączyło, nic, ale też wszystko, mieszkanie, wspomnienia... Nie wiem czy go kocham. - tak.
Pochylił się na de mną i czule mnie pocałował.
Po chwili nie było go już w mieszkaniu. Czułam że serce nadal biło mi jak oszalałe, patrzyłam z niedowierzaniem na furtynę drzwi i zastanawiałam się co to miało znaczyć. A jeśli go już więcej nie zobaczę ?
Nagle, ku mojego zdziwieniu w obiekcie mojego spojrzenia pojawił się Tomek. Miał na sobie szarą bluzkę i dżinsy. Palił papierosa, jak to robił zazwyczaj i wskazał palcem na drzwi wyjściowe które były otwarte na oścież. Wstałam i zamknęłam je z trzaskiem. Wróciłam do kuchni i zakryłam twarz dłońmi.
Wszystko było nie tak jak miało być.
Tomek nic nie mówił. Przyklęk przy mnie i ujął moją dłoń.
- jaka śliczna. - uśmiechną się. Pachniał dymem papierosowym. Kocham ten zapach, chociaż sama nie palę, nie lubię. - dlaczego nie słyszę muzyki ?
Wzruszyłam ramionami a potem podeszłam do odtwarzacza i wybrałam jedną z moich ulubionych piosenek.
" Nie mamy skrzydeł by latać choć mimo tego to nasz cel "
- dlaczego jesteś taka smutna ? - zapytał nie patrząc się na mnie.
- nie wiem.. - odpowiedziałam szczerze.
- chcesz pojechać do rodziców ? Mamy lub też taty ?
- nie ! - wrzasnęłam, rozpłakałam się i pobiegłam do mojego pokoju.
Zatrzasnęłam z wielkim hukiem drzwi, położyłam się na łóżku i przycisnęłam do siebie jedną z poduszek.
Zamknęłam oczy, nie płakałam, nie mogłam więcej. Nie miałam już łez na swoich rodziców. Gdy byłam jeszcze mała kłócili się ciągle.  Mama pracowała z USA, tato nie pracował. Nigdy nie było jej w domu, swoje życie poświęciła pracy. Tato mawiał zawsze do mnie: " ty byłaś wypadkiem przy pracy, wypadek okazał się słuszny, milutki i kochany" Mama też mnie kochała. Mówiła : " szkoda że jesteś dzieckiem tak okropnego mężczyzny ale za to świetnym dzieckiem ". Zajmowali się mną obydwoje ale gdy tylko ich drogi się rozeszły także i moje. Matka w sądzie powiedziała że nie chce się mną zajmować. Ojciec nawet się nie wypowiedział. Zaprzeczył ruchem głowy tak więc wychowała mnie babcia, ona zmarła po mojej osiemnastce. Potem spotkałam Adriana, Tomka i Oliwię. Zamieszkałam z nimi i jest jak jest. Już niedługo jadę do taty - do Stambułu, do Abel i ich dziecka - Dżamili. Piękna w tłumaczeniu.
Nagle zadzwonił mój telefon. Tata.
- cześć. - powiedziałam smutno i chciałam jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
- przyjedziesz do nas jutro ? Co Wiktorio ? - usłyszałam śmieszny akcent taty w słuchawce, ale to nadal był jego głos.
- nie mam pieniędzy. - odrzekłam szybko i bez zastanowienia.
- już zamówiłem ci bilety. - odpowiedział tak samo szybko jak ja. - dwa bilety możesz zabrać kogoś ze znajomych.
- OK. - zgodziłam się mimo własnej woli.
- będziemy na ciebie czekali przy lotnisku. Do zobaczenia ! - krzykną do słuchawki bardzo radośnie.
Włączyłam się i od razu wybrałam jego numer i nacisnąłam zieloną słuchawkę.
- kochanie. - usłyszałam.
- cześć. Chcesz jechać ze mną do mojego ojca ? - zapytałam.
- echem.. Tak, jasne, polecę.
- to świetnie, wylatujemy o czwartej nad ranem, do zobaczenia.
Wstałam z łóżka i zaczęłam się pakować. Wiem że nie na krótko tam jedziemy, co najmniej na miesiąc.
Spakowałam wszystkie moje bluzki, krótkie spodenki a także kilka par rurek, sweterków i płaszczyk, trzy stroje kąpielowe i bieliznę. Po za tym słuchawki do telefonu, aparat, szczoteczkę do zębów, szczotkę do włosów i dwa ręczniki, okulary przeciwsłoneczne i piżamę. Chyba wszystko.
Poszłam do pokoju Adriana, spakowałam go.
Poszłam pod prysznic a potem spać.
Obudził mnie dźwięk budzika. Adrian krzątał się w kuchni. Szybko się przebrałam i byłam gotowa do wyjazdu.
Pojechaliśmy na lotnisko nie odzywając się do siebie, po prostu nie było o czym rozmawiać.
Po paru godzinach w samolocie byliśmy w Stambule. Przy wychodzeniu zauważyłam tylko masę pięknych i kolorowych balonów.