Translate

piątek, 1 lutego 2013

Opowiadanie II cz. XI

 Zastanawiam się dlaczego ciotka tak mnie nienawidzi. Wypchnęła mnie z mieszkania jak tylko się spakowałam. To było okropne , po raz pierwszy ktoś aż tak okazywał że mnie nienawidzi. Tylko dlaczego ? Co ja jej takiego zrobiłam ? Może dowiedziała się że brałam ? Nie wiem. Nie interesuje mnie to. Mam Alberta. Nikogo więcej. Wiem. Ciągle dzwonią do mnie znajomi z Sidor. Nie potrafię z nimi rozmawiać. Dzwoni Daga , Adek , Michał wszyscy których uwielbiałam a ja tak po prostu nie odbieram. Paula już przestała dzwonić. Rozumie mnie że jeżeli nie chcę rozmawiać to nie rozmawiam. Proste. Znowu dzwoni ktoś do mnie. Odbieram.
- Anka ? - usłyszałam lekki , naćpany głos Lilki.
- mhm. - burknęłam - co tam ?
- znaleźli Damiana. Przyłaź do mnie , idziemy na cmentarz.
- okey.
       Wymamrotałam coś do Alberta że idę. Nic nie powiedział. Możliwe ze nie usłyszał. Nie wiem. Miałam na sobie czarne rurki , białą bluzeczkę , dżinsową narzutkę i trampki. Gdy doszłam do bloku w którym mieszkał Damian. Zatkało mnie. Po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Nie mogę tam wejść. Na szczęście Lilka już wychodziła z klatki. Jak zwykle zaćpana. Chuda jak anorektyczka. Jej wyblakłe włosy opadały na wychudzone obojczyki. Miała zwykłe czarne rurki , sweter w paski i trampki. Już nie była śliczna tak jak cztery miesiące temu. Hera ją niszczy. Nie tylko od środka ale i za zewnątrz.
- co się tak gapisz ? Idziemy. - mówiła spokojnie.
      Nie była już miła. Była jak narkomanka. Okropna. Nie odezwała się do mnie słowem aż doszłyśmy do cmentarza.
- masz już kogoś nowego ? - zapytała.
- mam. Ale nadal kocham Damiana. - znowu po policzkach spływały mi łzy.
- tak. Kochasz. Rozumiem cię. On by chciał żebyś sobie kogoś znalazła.
       Znowu długie milczenie. Doszłyśmy do grobowca. Zauważyłam wyryte na kamieniu litery. Rozpłakałam się. Nie mogłam. Nie wiedziałam że go nie ma. W moim sercu zawsze będzie. Nie mogłam tam stać. Wyjęłam kartkę z kieszeni rurek. Przeleciałam jeszcze po niej wzrokiem. Zacinełam usta. Położyłam ją na grobie. Lilka chwyciła mnie za rękę.
- choć. Chcesz wziąć ?
- ychym. - mówiłam drżącym głosem.
       Poszłyśmy na pole. Lilka miała strzykawkę z igłą i dwa woreczki. Wećpałam. Więcej niż zwykle. Lilka podprowadziła mnie pod mieszkanie Alberta. Weszłam na górę po schodach. Otworzyłam drzwi i stałam w progu.
- Ania ?
- mhm. - Albert wyszedł z dużego pokoju. Opadły mu ręce. Mina posmutniała. Widziałam że był bliski płaczu. Podszedł do mnie. Dotknął mojej twarzy. Nic nie mówił. A może mówił. Nie wiem.
- Jak mogłaś ? - nic do mnie nie docierało. Byłam strasznie zaćpana. Za dużo wzięłam.
- No ale on tam leżał ja wiem , nie mogłam wytrzymać , go tu nie ma. Tylko ty jesteś. Go nie ma. Nigdy go nie było. Lilka zapytała mówiłam że tak ja nie wiem. - mówiłam bez zrozumienia. Nic nie rozumiałam z tego co mówił Albert. Pomógł mi wstać , nie mogłam iść. Wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. Opadłam bezwładnie na pościel. Albert zdjął mi narzutkę i wyszedł.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam nadzieję że wam się podoba ^^. Proszę o swoją opinię i jak najwięcej komentarzy : *